sobota, 24 maja 2014

Changes

Https://www.youtube.com/watch?v=wNFHo6EffGA#t=21
------------------------------------------------------------------------
,,[...]But soon the world 

Had its evil way 
My heart was blinded 
Love went astray

 I'm going through changes
I'm going through changes.."


Deszcz spokojnie i rytmicznie uderzał w szyby co wprawiało wszystkich pasażerów samochodu należącego do rodziny Desmond w smutną i zamyśloną atmosferę, smutne piosenki w moich uszach jeszcze podkreślały cały ten nastrój. Nikt w sumie nie wie co było przyczyną tego wspólnego zamyślenia, oprócz pogody oczywiście. Dzisiaj wyszłam ze szpitala i wszystko miało być jak dawniej. Dawniej czyli pół roku temu. Dawniej czyli przed z diagnozowaniem u mnie raka nerek. Dawniej czyli spokojniej, bezpiecznej, szczęśliwej. Ale, każdy wiedział, że tak nie będzie, wypuszczali mnie tylko na pół roku i tylko po to, żeby zobaczyć jak leki i mój zwierzaczek sprawdzają się w normalnym życiu i tak nic już nie będzie jak dawniej. Nie bałam się powrotu do szkoły, bałam się tych wszystkich spojrzeń, jakbym była średnio wieczną porcelaną i właśnie obwieściła, że mam ochotę spaść z tego kredensu. Na całe szczęście udało mi się uchronić przed większością tych spojrzeń, o chorobie wiedzą tylko nauczyciele i to tylko ci którzy mnie uczą. Nikt więcej, nawet przyjaciele. Nie wytrzymałabym
 -----------------
Kiedy wstałam rano w poniedziałek, czułam wielką gulę w brzuchu, takie przekonanie, że coś się stanie, coś co zmieni moje życie. Zeszłam na dół i po przeczesaniu całego terenu naszego domu odkryłam, że żadnego z domowników już nie ma. Powlokłam się więc do kuchni w celu nasypania czekoladowych płatków śniadaniowych do miski z mlekiem i zjedzenia ich w 3 dużych haustach. Już zapomniałam jak to jest się spieszyć, spóźniać. Dwadzieścia minut później stałam zwarta i gotowa w przedpokoju, ubrana w czarną koszulkę z nadrukiem, a'la jeansową, kloszowatą spódniczkę i czarne Vansy. Popatrzyłam w lustro, zmieniłam się. Rak mnie zmienił. Kiedyś długie bardzo gęste kasztanowe włosy, teraz bardziej wyrzedziałe i oklapłe przez chemio terapię nie tak mocną by mnie ich kompletnie pozbawić, zaokrąglone kiedyś policzki teraz wklęsły się nadając mojej twarzy bardzo kościsty wyraz, na całym ciele także wychudłam przez co bluzka wisiała lekko na mnie i sprawiała wrażenie, ze jedyną rzeczą trzymająca ją na mnie jest spódniczka. Wdech, wydech. Wychodzimy, pierwsze krople jesiennego deszczu uderzyły mnie w twarz jednak nie było aż tak zimno żeby zakładać bluzę.Do szkoły dotarłam 10 minut po dzwonku i od razu udałam się na lekcję, jaką okazała się być matematyka. Stojąc przed drzwiami do sali 274 zastanawiałam się jak zareagują.. Zdziwienie? Euforia? Przecież nie było mnie cały rok. Wdech, wydech. Wchodzę.Pierwsze moje wrażenie kiedy omiotłam klasę wzrokiem, że mnie po prostu nie zauważyli.-Ekchm, dzień dobry- i nic, pani zaczęła sprawdzać listę więc powlokłam się na koniec i klapnęłam na krzesło, z wyczekiwaniem czekałam na moje imię, ominięto mnie. Wszyscy mnie ignorowali. Byłam zła. Byłam wściekła. Chciała, żeby to wszystko się skończyło. Z tego całego zamieszania w mojej głowie nie zauważyłam, że ominięto jeszcze jedno nazwisko, Znajdujące się pod numerem 12, Gregorowicz.
-----------
-Hej, Julia, Julia Desmond! Jak tam było w Japonii?  Superekstramegawypasionie...-ciągnęłam ten monolog już trzecią przerwę. Do tego czasu nikt się do mnie nie odezwał, ani nie zatrzymał na mnie wzroku. 
-Julia?! Julia Desmond! Jak było w kraju kwitnącej wiśni?- z zamyślenia wyrwał mnie czyiś głos, podniosłam Głowę by sprawdzić czy słowa są kierowane do mnie, przed moimi oczami ukazał się piękny widok dołu klatki piersiowej Blaine'a, Postanowiłam wstać, ale i tak bez podnoszenia wzroku mogłam się zadowolić tylko klatką- no wiesz w Japonii.-o to ze wszystkich ludzi na świecie właśnie ten musi mnie widzieć. Blaine Gregorowicz. Każda dziewczyna za nim biegała, skakała i go kochała, niestety to stwierdzenie automatycznie wyklucza mnie z grupy społecznej zwanej ,,dziewczynami" 
-To ty mnie widzisz?
 -A to źle?- zaśmiał się, ale ja nie widziałam w całej tej sytuacji nic śmiesznego.
-Od kiedy jestem w szkole wszyscy mnie ignorują, nikt nie zatrzymał na mnie wzroku, ani nie pogadał. NAWET nauczyciele.-Blaine od razu spoważniał.
-Nie było mnie ostatnio w szkole więc o żadnym kawale nie wiem, ale postaram się popytać i rozwiązać całą sytuacje, okay?- tą gadaniną mnie nie przekupisz książę, ale lepszy rydz niż nic.
 -Okay- westchnęłam.
 --------
-O co chodzi?! Nikt się do mnie nie odzywa, to jakiś chory, głupi i poniżej poziomu żart-kolejny raz z zamyślenia wyrwał mnie głos Gregorowicza.
-Spokojnie księciunio-próbowałam udawać chociaż opanowanie- kiedy ty latałeś i szukałeś kogokolwiek kto się do ciebie odezwie ja poszłam krok na przód i szczerze mówiąc to chyba nie jest żart.- Blaine omiótł mnie zdziwionym spojrzeniem- pojechałam tramwajem gdzie każdy mnie ignorował na drugi koniec miasta gdzie każdy mnie ignorował, to nie może ogarniać całego miasta, oraz sprawdziłam nagrania z szkolnych kamer, one nas po prostu nie rejestrują.-mina Blaine wyglądała jakby wszystko już rozumiał, ale nie chciałby rozumieć-Czyli co? Nie istniejemy dla ludzkości? -W skrócie, chyba tak, moim zdaniem trzeba poszukać więcej taki ludzi jak my ii.. To rozwiązać- oboje wiedzieliśmy, że trzeba tak zrobić, ale żadne nie wiedziało jak i w tym tkwiło sedno problemu. Z zamyślenia wyrwał nas dopiero krzyk, a potem Blaine i jakaś owłosiona Masa leżeli na Ziemi. Od razu w wielkim szoku wyciągnęłam rękę do Gregorowicza, ale on jej nie złapał. Złapała ją kończyna owłosionej masy, która przed chwilą jeszcze leżała na moim jedynym ratunku.
 -Ee...Sorry- Ciało odgarnęło włosy-chciałem sprawdzić czy przeniknę prze ludzi co mnie ignorują, no wiecie, czy to nie duchy-gapiłam się na niego, to miało twarz- zazwyczaj ludzie mnie ignorują, ale dzisiaj było inaczej, nawet mi nie docinali i się na mnie dziwnie nie gapili, w ogóle się na mnie nie gapili.
-Jak widać nie jesteśmy duchami, a nawet z tobą gadamy-powiedział Blaine strzepując z swojej koszuli kurz. 
-Ej to szczęście! Nie wiem czy mnie kojarzycie chodzę do równoległej klasy, Bill Tompson się kłania-omiotłam go wzrokiem, miał długie czarne włosy, duże okulary, dużo za dużą czarną koszulkę z wytartym nadrukiem oraz trochę nie pasujące do zestawu bo za krótkie spodnie moro.- a wy jesteście Blaine Gregorowicz i Julia Desmond- Bill się uśmiechnął, a ja popatrzyłam przestraszonym wzrokiem na mojego towarzysza on przyjrzał się mi i przytulił wielce zaskoczonego Billa.
 -No tak- postanowiłam przejąć pałeczkę i się odezwać- muszę powiedzieć, że twoja teza z duchami była niezła, ale lepiej chodźmy gdzieś i wszystko omówmy- chłopcy przytaknęli głowami w ramach zgody. 
Błąkaliśmy się już po mieście od dobrych piętnastu minut, Blaine bardzo uważnie Billowi to co ja odkryłam i to co on odkrył( głównie to co ja bo jego tezy były tylko potwierdzeniem moich), ale kiedy skończył opowieść zaczął się niecierpliwić.
-Nie sądzisz, że już tędy przechodziliśmy? Jakieś 10 razy? 
-Csii..- wbiłam wzrok w małą kawiarnie firmy Starbucks, mam! Że też wcześniej tego nie widziałam. Szybko weszłam do lokalu i ruszyłam w kierunku roqu za ladą. Siedziała tam w rogu młoda kobieta, z twarzą ukrytą w dłoniach
-hej, słyszysz mnie?-podniosła głowę co oznaczało mój triumf.
-Ty..ty, mnie widzisz? 
-Chyba masz ten sam problem co my- drgnęłam, nawet nie zauważyłam, że Blaine stoi za mną, obejrzałam się, miał bardzo skupioną minę, chyba zrozumiał co chce robić. Bill z tyłu siedział i wdał się w lekturę jakieś ulotki.-jak masz na imię?
-Rebekah, Rebekah Waters-dziewczyna wstała i było widać, że nabrała trochę pewności siebie.
-Okay, ja jestem Blaine, tu jest Julia, a tam przy stoliku siedzi Bill
-Może usiądziemy przy stole i wytłumaczymy sobie nasze sytuacje?-zaproponowałam.
-Jasne, zrobię karmelowe frappé.
 Kiedy napoje zostały zrobione, a my siedzieliśmy przy małym stoliku, wreszcie się odezwałam.-Opowiedzmy może nasze historię, tak po kolei, może wyciągniemy jakieś wspolne fakty, Bill Zaczniesz?-Ja? No okay, choć to nie jest nic ciekawego-westchnął- krotko mówiąc w weekend byłem na zlocie gamerskim, mówiłem rodzicom, że będę późno, a następnie odsypiałem bo 24h grania w gry robi źle na człowieku, kiedy wstałem nikogo już w domu nie było i nikt się do mnie nie odzywał oprócz was.
-Ekm.. Ja miałem podobnie, nic ciekawego. Miale wypadek, nic poważnego spadłem z roweru i straciłem przytomność na kilka dni, w niedziele wypisali mnie ze szpitala, a w szkole to-ruszył dłońmi jakby chciał pokazać cały świat.
-Jak na razie nic to nie wnosi-westchnęłam- i moja opowieść pewnie też nic nie zmieni. Wróciłam z Japonii- jak najlepiej skłam, jak najlepiej, pomyślałam- no i chciałam odpocząć, więc poszłam się umyć wziąłem leki- Blaine popatrzył na mnie badawczo, wpadłam-leki na uczulenie, jakiś pyłek, będzie utrzymywał się jeszcze co najmniej pół roku na ubraniach-uratowana- poszłam spać,a rano w szkole nikt już ze mną nie gadał. Mam nadzieję, ze ty coś wniesiesz Rebekah.
-Tak chyba mam coś czego nie było w każdej z waszych opowieści-popatrzyliśmy na nią z zaciekawieniem- ostatnio w moim życiu nastąpiło dużo zmian, w jednym wypadku straciłam wszystkich bliskich, zostałam sama-Blaine, zaczął głaskać ją po ramieniu, kolejną chce zauroczyć?- zaczęłam brać tabletki, wiecie na odstresowanie i takie tam, mój chłopak-chłopak panie Blaine- je znalazł i z konfiskował, ale nie mogłam bez nich żyć. Kupiłam nowe. Wczoraj mi je zabrał, znalazł je, zaczął na mnie wrzeszczeć. Wśród nich była taka jedna, inna, jeszcze nigdy jej nie widziałam, niebieska w białe kropki, rano już ze mną nie gadał. Nikt ze mną nie gadał, bałam się że wyjawił całemu światu, że ćpam, ale ja nie chciałam,
-Ej, nie martw się- pocieszył ją Gregorowicz-pamiętam tą tabletkę, myślałem, że to jakiś lek przeciw bólowy, ale nic mnie nie bolało.
-Ja też widziałem.-odparł krótko Bi
l-Myśłałam, że dołożyli mi jakiś lek-westchnęłam.
-EUREKA!-wrzasnął Bill, następnie zrobił minę jakby przypomniał sobie,może jest w miejscu publicznym, a następnie, że i tak nikt go nie widzi-każdy z nas miał styczność z tabletką i teraz ludzie nas ignorują.
-Gratuluje, Mózgowcu-westchnęłam- jest tylko jeden problem. Ja ją wzięłam.